Saturday 7 November 2015

Baba z worem

Kiedy moja mama była mała, najbardziej na świecie się dziada z worem, który krążył po okolicy i porywał niegrzeczne dziewczynki. Nie wiem, czy motywowało ją to do lepszego zachowania. Pewnie nie, ale dziadowskie wory, w których zmieści się wszystko i jeszcze dwa kilo cukru oraz butelka Perwollu,* na stałe weszły do domowego słownika. 

Ja wprawdzie nie jestem dziadem, ale od niedawna też mam wór. Wór jest, rzecz jasna, z przeznaczeniem robótkowym. To wspaniałe dzieło moich rąk ma jedną wadę - nie jest szczególnie estetyczne. Gdyby było sierotką z baśni, można by było powiedzieć, że nie jest urodziwy, ale ma złote serce. No i szereg zalet:


Przede wszystkim jest duży - spokojnie wchodzi do niego wielki sweter na grubą babę zrobiony z równie grubej włóczki. Poza tym ma ucho - ozdobione chińską tasiemką w sówki - za które można go nosić lub powiesić wysoko, poza zasiegiem kota. 


Nie przez przypadek wór wygląda jak torebka na kanapki - uszyłam go bowiem na wzór torebki na kanapki. Obyło się bez zamka, który na ogół stoi powyżej moich krawieckich możliwości - jest za to pętelka na guziczek. Wór został wyprodukowany z jadowicie różowego drelichu z Ikei. Daje mi to poczucie bezpieczeństwa, że nie przedrą się przezeń kocie pazurki. Zaspokaja też całkowicie moją potrzebę bycia różową księżniczką, kiedy tylko ta potrzeba się pojawia. Jak ma się taką różową torebusię, korona staje się całkowicie zbędna.


W przypływie ułańskiej fantazji przyszyłam też sobie sowią metkę. Oczywiście do góry nogami.


Otwarty wór przypomina bardzo żarłocznego jamochłona, który spokojnie pomieści nie tylko wielki sweter i Perwoll, ale jeszcze kilka innych istotnych utensyliów. Po krótkiej obserwacji mam wrażenie, że jest zupełnie jak śmietnik Oskara Zrzędy z Ulicy Sezamkowej - większy w środku niż na zewnątrz. Mimo jego pokraczności mam z niego mnóstwo frajdy. A już wkrótce mam nadzieję zaprezentować tworzywo wyłaniające się z wnętrza wora - czas najwyższy zapełnić go czymś innym!
________________
*Nie wiem, czy kojarzycie taką starą reklamę Perwollu, w której bohaterka na widok plamy jak gdyby nigdy nic wyciąga z torebki trzylitrową flachę tegoż środka? Niewiasta ta stała się moim osobistym ideałem kobiety praktycznej, przygotowanej na każdą okazję, takiego kobiecego MacGyvera. 

No comments:

Post a Comment