Myślę, że nie będę szczególnie odosobniona w tym sentymencie, jeśli napiszę, że nie lubię prucia. Z jednej strony jest to brutalna codzienność każdej dziewiarki, a z drugiej - powód wielu łez, frustracji, niechcieja, ciskania robotą w kąt. Dobrze jest mieć wtedy kogoś niezaangażowanego, kto usiądzie i spruje bez tych wszystkich emocji: na przykład u nas jest to B., która jest w pruciu absolutnie najlepsza. Przypuszczam, że nawet moher prułaby finezyjnie i w niezłym tempie.
No ale skąd tyle o pruciu? Ano stąd, że mój ostatnio ulubiony sweter był pruty co najmniej kilka razy - i to do szczętu! Niby próbka się zgadzała, niby wszystko pięknie, ale tak było źle i tak niedobrze. Kadłub sprułam do zera, chociaż dotarłam do 1/3. Potem prułam spod pach, bo okazało się, że trzeba było jednak mieszać motki. Jeden rękaw prułam raz, a drugi - dwa razy. A już po blokowaniu okazało się, że rękawy są za długie i trzeba je podpruć od dołu (z mieszanych motków! Arrrgh! Nawet B. zajęło to całe popołudnie!). No ale w końcu się udało, sweter jest i nosi się bardzo dobrze. Oto przed Wami Forest path:
No zadowolona jestem z niego, a co! Przyznam się szczerze, że jak go wyprałam, to byłam pewna, że będę pruć raz jeszcze, tym razem w pełni gotowy. W praniu tak się bowiem niesamowicie rozlazł, że aż się płakać chciało - dziewczyny uspokajały wprawdzie, że Arroyo pod wpływem wody zamienia się w budyń, ale nie wierzyłam i stresowałam się straszliwie.
Był to mój pierwszy sweter robiony od dołu i chociaż nie robiło mi się jakoś bardzo źle, to na pewno robiło mi się dziwnie. Ze mną to jednak jak z koniem mleczarza: jak się raz nauczyłam robić raglany od góry, to teraz wszystko inne wydaje mi się jakimś udziwnieniem, przekombinowaniem i cudowaniem. Nawet jeżeli racjonalnie wiem, że to nieprawda :)
Pierwszy raz w robocie tak intensywnie zmieniałam motki: ogarnęłam sobie sposób, żeby bez problemów zmieniać je co rząd. I zaiste, przy takich zmianach kolorów była to słuszna metoda. Polecam ją jednak tylko twardzielkom zdolnym dziewuchom, które robią bez prucia. Rozplątać potem dwie nitki wymieszane w ażurze to naprawdę rozrywka dla hardkorowców.
Mój kalkulator nie oddaje, niestety, kolorów wełny, która jest miejscami ciemnozielona, zgniłozielona, granatowa, turkusowa i niemal czarna. Czyli, krótko mówiąc, naprawdę wymagająca mieszania. Nie sądziłam, że w takich ciemnych kolorach będzie mi do twarzy, ale po namyśle sądzę, że jednak się polubimy.
Wzór pochodzi z książki Botanical Knits autorstwa Alany Dakos i był moim drugim wzorem tej autorki. Robiło mi się bardzo dobrze, był też bardzo czytelny dla osoby, która pierwszy raz robiła sweter od dołu. Na pewno jeszcze sięgnę do innych publikacji Alany które właśnie niedawno kupiłam w nieprzyzwoitej ilości. Wam, oczywiście, też polecam - tylko z mniejszą ilością prucia.
Szczegóły:
Autumn's end - wzór Alany Dakos
Włóczka: Malabrigo Arroyo
Kolor: Vaa
Druty: 4,5 (a trzeba było użyć 4,0 albo 3,5, to pewnie mniej bym pruła, ale ćśśśśś)